W sierpniu informowaliśmy, że z kapliczki przy drodze biegnącej za podwórkami w Porębie Dzierżnej (na tzw. Zagumniu) skradziono cenną, drewnianą figurę św. Jana Nepomucena z XIX wieku. Nieopodal tego miejsca znajduje się drewniany Kościół pw. św. Marcina, pochodzący z 1766 roku. W 1870 roku świątynia została wyremontowana i rozbudowana o murowaną nawę od strony zachodniej. Sama parafia jest natomiast znacznie starsza, gdyż datę jej założenia szacuje się na XIV wiek.
Kościół został zbudowany w konstrukcji zrębowej: jest jednonawowy, a węższe od nawy prezbiterium zamknięte jest trójbocznie. Dwukalenicowy dach kościoła zwieńczony jest z kolei blaszaną wieżyczką z latarnią, a w ozdobionym kolumnami i pilastrami ołtarzu głównym znajduje się nakryty sukienką obraz Matki Bożej Śnieżnej. Na zasuwie widoczny jest zaś św. Marcin, a w górze rzeźby św. Michała oraz dwóch aniołów z symbolami wiary i miłości. Lewy boczny ołtarz przedstawia natomiast obraz św. Józefa, a prawy św. Antoniego.
Bryłę kościoła o konstrukcji zrębowej, złożoną z prezbiterium i nawy przedłużonej o murowaną część, dopełnia integralnie przylegająca od północy zakrystia oraz niewielka kruchta od strony południowej. Na dachu pokrytym gontem, w miejscu poszerzenia prezbiterium i nawy, znajduje się również wieżyczka na sygnaturkę. We wnętrzu na uwagę zasługuje m.in. barokowe wyposażenie, chrzcielnica z 1587 roku oraz zlokalizowana obok świątyni drewniana, wolnostojąca dzwonnica pochodząca z okresu powstania kościoła.
Obok dzwonnicy znajduje się także duża rzeźba przedstawiająca scenę z 338 roku: garnizon, w którym służył legionista Marcin, został przeniesiony do Galii i rozlokowany niedaleko Amiens. Tego roku zima była bardzo sroga i mroźna, dlatego pewnego dnia, przy bramie do miasta, młody legionista napotkał półnagiego żebraka, który trząsł się z zimna. Marcin niezwłocznie odciął kawałek swojego płaszcza i przykrył nim mężczyznę. Jeszcze tej samej nocy we śnie ujrzał Jezusa w otoczeniu aniołów, z fragmentem jego szaty na ramionach, mówiącego do nich słowami: “Patrzcie, jak mnie Marcin, katechumen przyodział”.