„Zasłużył na pamięć” – taki napis widnieje na grobie znachora z Gorenic Edwarda Nawary, który w ciągu swojego życia pomógł wielu ludziom. Niedawno miała miejsce 113. rocznica jego urodzin, stąd dobra okazja, by przypomnieć jego historię.
Edward Nawara nie był lekarzem. Nie miał nawet wyższego wykształcenia, gdyż ukończył jedynie podstawówkę. Był jednak znachorem, czyli, jak podaje Słownik Języka Polskiego, osobą bez wykształcenia medycznego, mimo to zajmującą się leczeniem ludzi. Jeszcze w trakcie wojny ukończył on specjalne kursy felczerskie, uprawniające do leczenia. Egzamin przed specjalną komisją lekarską zdał natomiast 30 czerwca 1944 roku, a między 5 a 10 lipca 1944 roku otrzymał oficjalne zezwolenie na wykonywanie praktyki felczerskiej. Ponownie, za Słownikiem, felczer to osoba uprawniona do wykonywania prostych zabiegów medycznych.
Jego zdolności medycznie nie wzięły się znikąd: prawdopodobnie jego pradziadek przebywał na dworze sułtana w Turcji, gdzie pomagał tamtejszemu lekarzowi jako pielęgniarz. Z kolei jego dziadek Jakub Nawara służył w armii carskiej na Syberii, gdzie zdobył wiadomości o leczeniu z moczu. Te przekazał swojemu synowi, czyli ojcu Edwarda, Pawłowi Nawarze (zmarłemu w wieku 47 lat i pochowanemu za grobem bohatera niniejszego artykułu), który przekazał następnie wiedzę swojemu synowi oraz nauczył go łaciny. Z fragmentu wiersza Andrzeja Derejskiego „Stara szkoła” możemy się dowiedzieć, że w Gorenicach przed Edwardem Nawarą był też inny znachor: „Los dotąd sprzyjający zmienił się na wrogi Bo szanowany proboszcz nagle zachorował I nie było nadziei wcale by wyzdrowiał, Gdyż sprowadzony znachor ze wsi Gorenice Kazał mieć w pogotowiu święconą gromnicę!”. Wspomnianym w utworze proboszczem był Mateusz Kluba, który przybył do parafii w Jerzmanowicach w 1873 roku, zatem gorenickim znachorem, który za bardzo mu nie pomógł, mógł być właśnie dziadek Edwarda Nawary.
Metody leczenia znachora były niekonwencjonalne: przynoszono mu bowiem słoik, w którym znajdował się mocz osoby chorej, który następnie unosił do góry, potrząsał i diagnozował. Czasem nie kończyło się tylko na wykryciu choroby i przepisaniu skutecznego leku, ale także orzeknięciu ile danej osobie zostało jeszcze lat czy nawet dni życia. Jak zaznacza wnuk bohatera niniejszego artykułu Jarosław Szczurek, sztuka odczytywania stanu zdrowia na podstawie moczu, czyli tak zwana uroskopia, była znana już w starożytności, jako że wspominał o niej Hipokrates. Jej szczególny rozkwit przypada jednak na czasy średniowieczne. Obecnie nie istnieje natomiast taka specjalizacja.
Edward Nawara zajmował się leczeniem różnych chorób, od dolegliwości żołądkowych, łuszczyc, chorób dróg moczowych i nerek, przez drogi oddechowe, aż do chorób psychicznych. Leczenie osób z zaburzeniami psychicznymi odbywało się poprzez upuszczanie krwi z okolicy skroni, jednak warto nadmienić, że gorenicki felczer stosował tę metodę tylko, gdy był młody i zaniechał jej w latach późniejszych. Mieszkańcy wspominają, że potrafił wyleczyć nawet nowotwór.
Wypisywał on recepty po łacinie, które, jako że Edward Nawara nie był lekarzem, respektowały jedynie apteki w Sułoszowie, Krakowie (przy ulicy Długiej 66) oraz w Bolesławiu. Był on jednak cały czas na bieżąco z lekami i znał wszystkie nowe lekarstwa. Pomagał ludziom niezależnie od wieku i stopnia zamożności: jeśli ktoś był ubogi, to nie brał od niego pieniędzy, a często jeszcze wspomagał go finansowo, co ukrywał przed żoną, lecz prędzej czy później wychodziło to na jaw, gdy obdarowywani przysyłali listy z podziękowaniami. Znachor, który miał również zwyczaj leczenia za darmo osób z Gorenic, przyjmował we własnym domu (który znajdował się przy końcu sołectwa, od strony Czernej) w zasadzie od wczesnego ranka do późnego wieczora. Zdarzało się, że także i w nocy, jako że starał się on nie odmawiać nikomu pomocy. Jego córki wspominają, że w domu i na podwórku zawsze było dużo ludzi przybywających z różnych stron kraju. Bohater niniejszego artykułu był bowiem tak skuteczny, że dla chorych nie miały znaczenia kilometry. Zdarzyło się, że przybył do niego ktoś z Gdańska, a pamiętał o nim nawet syn leśniczego Badury z Niemiec. Przysyłano mu także paczki, w których znajdowały się pojemniki z moczem, na które zawsze starał się odpisywać. Listy z prośbą o pomoc przychodziły jeszcze długo po jego śmierci, a jeden z ostatnich przyszedł… 27 lat po jego śmierci z Detroit w Stanach Zjednoczonych.
Historii uzdrowień było mnóstwo. Warto jednak wspomnieć o pewnym księdzu, który nie chodził, a dzięki pomocy Nawary nie dość, że stanął na nogach, to jeszcze zaczął się na nich sprawnie się poruszać. By udowodnić wszystkim o swoim wyleczeniu, kapłan przyjechał do Gorenic samochodem, zatrzymał się na początku wsi i przeszedł na własnych nogach przez całe sołectwo. Inna ciekawa historia dotyczy dziecka, które często chorowało, a pomoc lekarzy nie przynosiła rezultatu. Dolegliwości ustąpiły dopiero po przepisaniu odpowiednich lekarstw przez gorenickiego felczera. Co ciekawe, Nawara miał powiedzieć, że jeśli dziecko dożyje dwunastego roku życia, to będzie żyć dalej. Dziś ten mężczyzna nadal żyje i ma już ponad 60 lat. Oczywiście zdarzały się również sytuacje, w których Nawara nie był w stanie pomóc i ze smutkiem przyznawał, że jest bezradny. Tak było chociażby w przypadku własnego wnuka, którego dosięgła choroba Heinego-Medina. Zdarzały się także oskarżenia o wyrządzenie szkód swoimi metodami leczniczymi, jako że mąż pewnej kobiety z Nowej Huty, którą leczył Edward Nawara, żądał odszkodowania za rzekome szkody. Mieszkańcowi Gorenic nie udowodniono jednak winy.
W czasie wojny znachor musiał się ukrywać m.in. za swoją działalność konspiracyjną, która została potwierdzona przez dr Mariana Kiciarskiego ps. „Jur”. Nawara został przez niego wymieniony wśród prominentnych lekarzy z powiatu olkuskiego, zaangażowanych w konspiracyjną służbę zdrowia. Przyczyną ukrywania się mógł być również fakt, że Niemcy chcieli, by leczył on tylko i wyłącznie Niemców, na co felczer nigdy się nie zgodził. Gdy naziści przyjechali po niego celem wywiezienia do Oświęcimia, cudem udało mu się zbiec pod pretekstem wyjścia do toalety. Przez następne dwa lata ukrywał się w Racławicach, przy czym warto wspomnieć o okazanej mu w tym czasie pomocy przez majora Cebulę, Kazimierza Maciejskiego oraz Stanisława Smólskiego (nauczyciela z Osieka, który zginął w Oświęcimiu). Jego działalność została potwierdzona w dokumencie sporządzonym w Gorenicach 9 lutego 1945 roku przez Mariana Nakierskiego:
„Stwierdzam, że p. Edward Nawara, obywatel gromady Gorenice, okazywał wielkie zainteresowanie się armią polską rozbitą, ofiarował im własne garnitury celem przebrania ich. Posiadał własną stację odbiornik radiowy, informował armię naszą o ruchach wojsk i skierowywał ich w miejsce bezpieczne. Czynił to z wielkim narażeniem własnego życia. Przenosił przez granicę tajne gazetki. Przeprowadzał przez granicę ludzi, którzy byli ścigani przez Gestapo. Mieszkając na granicy polnej w bardzo sprytny sposób zawiadamiał ludność polską przed ewentualnymi groźnymi następstwami. Przez co uchronił wielu ludzi. Wiarygodność faktów stwierdzam w zamian przysięgi. Marian Nakierski, uchodźca…(dalej nieczytelne)… Gorenice 9.02.1945r.”
Co ciekawe, o posunięciach hitlerowców Nawara informowany był przez Niemca leśniczego Badurę. Po wojnie jego życie w dalszym ciągu było niespokojne, jako że miejsce miał napad na jego dom, podczas którego został on okradziony i cudem razem z rodziną uszedł z życiem. Przyczyną napadu mogły być właśnie jego związki z AK w czasie wojny, za które został odznaczony brązowym oraz srebrnym krzyżem AK. Prywatnie był natomiast bardzo wesołym człowiekiem z dużym poczuciem humoru. Słynna jest anegdotka, że gdy kiedyś ktoś przyniósł mu słoik z końskim moczem, zapewne po to, aby go ośmieszyć, błyskotliwie odpowiedział: „Panie, kup mu pan owsa, bo jakiś on chory!”.
Pewną niewiadomą pozostaje, dlaczego Edward Nawara nie przekazał swojej wiedzy dzieciom. Prawdopodobnie, ze względu na brak prywatności i ciągłą pracę, chciał on oszczędzić im kłopotów. Być może chodziło także o instytucje państwowe, które niezbyt przychylnie patrzyły na jego metody… a być może ma to związek z pewną legendą, zgodnie z którą tylko trzy pokolenia miały potrafić leczyć z moczu. Faktycznie żaden z potomków nie posiadł jednak tej wiedzy, ale, co ciekawe, jego nieżyjący już syn był chirurgiem, a jego wnuki również są lekarzami.
Kiedy w święta Bożego Narodzenia w 1970 roku bohater niniejszego artykułu oznajmił rodzinie, że są to jego ostatnie święta, nikt nie chciał mu uwierzyć. Jednakże, mimo że sam pomógł tak wielu osobom, sobie nie potrafił. Zgodnie z własną zapowiedzią, Edward Nawara zmarł 24 lipca 1971 roku w wieku 63 lat. Jego śmierć była szokiem dla wielu osób, a w jego ostatniej drodze towarzyszyła mu ogromna liczba ludzi: według świadków tego wydarzenia, pogrzeb żadnej osoby w historii Gorenic nie zgromadził tak dużej frekwencji. Dla wielu osób jego śmierć oznaczała również koniec ich samych, gdyż nie tylko pomagał on walczyć im z chorobami, ale także dla był dla nich oparciem. Jego grób znajduje się na cmentarzu parafialnym w Gorenicach (na starym cmentarzu, na prawo od wejścia; pochowany jest tam wraz z żoną Janiną, synem Wacławem i matką Marią). Nie posiada on jednak w Gorenicach żadnego pomnika, nie istnieje już dom, w którym mieszkał i w którym pomógł ogromnej liczbie osób, a nawet żadna z ulic w jego rodzinnej wsi nie została nazwana jego nazwiskiem.