Tragiczny miesiąc w historii Olkusza

Wiele wydarzeń z okresu II wojny światowej zapisało się smutną kartą w dziejach naszej małej ojczyzny. Kiedy 5 września 1939 roku Niemcy wkraczali na teren ziemi olkuskiej, nikt nie mógł jeszcze przewidzieć przyszłości: wyniszczająca działalność sił okupacyjnych niejednemu odebrała członka rodziny lub dach nad głową, a strach o życie własne i najbliższych stał się codziennością. Choć od tych czasów minęło już wiele lat, to nadal żyją ludzie pamiętający ten straszny świat. My z kolei jesteśmy zobowiązani pamiętać o tych zbrodniach, aby już nigdy się nie powtórzyły. W myśl powyższych słów, chciałbym tym tekstem przypomnieć niektóre z nich.

Po zajęciu naszego regionu przez nieprzyjacielskie oddziały, jeszcze w tym samym roku, dekretem samego Adolfa Hitlera, południową część powiatu olkuskiego włączono do III Rzeszy. Językiem urzędowym stał się tym samym niemiecki, wprowadzono godzinę policyjną, obowiązkowe dostawy niektórych towarów, a polskich obywateli będących w sile wieku zaczęto wysyłać na przymusowe roboty. Z administracji i samorządu usunięto ponadto Polaków, a Olkusz miał stać się Ilkenau. Jeszcze jesienią 1939 roku zaczęły jednak powstawać pierwsze komórki konspiracyjne, chcące walczyć z okupantem. Agresorzy zdawali sobie sprawę, że muszą złamać opór miejscowego społeczeństwa, dlatego stosowali odpowiedzialność zbiorową. Jedna z większych demonstracji brutalności aparatu terroru miała miejsce w lipcu 1940 roku.

W nocy z 15 na 16 lipca do willi wysiedlonego dr Juliusza Łapińskiego włamał się złodziej, mylnie zakładając, że jest ona opuszczona. Błąd ten okazał się później fatalny w skutkach. Kwaterował tam żandarm Ernest Kaddatz. Tak całą sytuację opisał dr Marian Kiciarski: „Tymczasem Kaddatz słysząc podejrzane szmery, obudził się i zanim zdążył zorientować się w sytuacji, został przez wystraszonego złodzieja z własnej broni zastrzelony”. Otwartym pozostaje pytanie czy okupanci zdawali sobie sprawę z faktu, że czynu dokonał pospolity przestępca, a nie przedstawiciel zbrojnego podziemia. Niemniej zdecydowali się, że nie pozostawią tego bez odpowiedzi.

Popołudniu 16 lipca do miasta przywieziono ciężarówkami 15 więźniów politycznych z ośrodków penitencjarnych w Mysłowicach i Sosnowcu. Dołączyło do nich również 5 olkuszan ze sporządzonej przez volksdeutschów listy. Następnie zgromadzono ich na ulicy Ogrodzienieckiej, pod budynkiem, w którym doszło do zabójstwa. Tak wspominał o tym świadek opisywanych wydarzeń, 10-letni wówczas Ryszard Kowal: „Autem ich przywieźli i pojedynczo [z niego – przyp. aut.] wychodzili, a tu stała tyraliera i pod mur […]. Jak już ustawili się twarzą do ściany, ręce mieli uwiązane bodajże, w koszulach byli […]. Wszystkich dwudziestu zostało rozstrzelanych, a byli to: Teofil Jurczyk, Stanisław Luboń, Wawrzyniec Kulawik, Jerzy Stroński, Józef Strzelecki, Michał Basałyga, Edward Bujanowski, Stanisław Juraszek, Józef Kubica, Władysław Kubica, Józef Sternal, Ludwik Kwaśny, Wojciech Laszczak, Jan Łukaszek, Stanisław Łukasik, Józef Matlak, Jan Nowak, Stefan Nowak, Józef Pawlicki oraz Ignacy Suchanek. Zaledwie kilka dni po zakończeniu działań wojennych w styczniu 1945 roku, olkuszanie postawili w pobliżu spalonej przez Niemców willi drewniane krzyże z koronami cierniowymi oraz tabliczkami z odręcznie wypisanymi nazwiskami pomordowanych. Ulica, przy której dokonano tych zbrodni, nosi na dodatek ku pamięci rozstrzelanych nazwę „20 straconych”. O tragicznych wydarzeniach przypominają również pamiątkowe tablice.

Nie był to jednak koniec represji. Dokładnie dwa tygodnie później, w nocy z 30 na 31 lipca, miasto zostało otoczone przez niemieckich żołnierzy i policjantów. Chodzono po mieszkaniach i zabierano mężczyzn, zarówno Polaków, jak i Żydów, w wieku od 14 do 55 lat. Następnie zapędzono ich na rynek oraz kilka placów: pod siedzibę Kasy Chorych (dzisiejsze Starostwo Powiatowe), na rynek czarnogórski (dzisiejszy Skwer), przy Szkole Rzemieślniczej (dzisiejszy Zespół Szkół nr 1), obok dzisiejszej Szkoły Podstawowej nr 1 oraz między ulicą Żuradzką i torami.

Kazano nam leżeć twarzą do bruku, a za każdy niebaczny ruch Niemcy bili i kopali […]. Z nieba spadał żar lipcowego słońca, a myśmy tak leżeli w prochu i pocie, niepewni własnego losu… Ze wszystkich stron słychać było straszne krzyki i płacz oraz niemiecki wrzask. Myślałem, że to koniec – zapamiętał te chwile Zbigniew Bobrzecki.

Maltretowani mieszkańcy mogli wrócić do swoich domów dopiero wieczorem. Tego dnia zginęły dwie osoby, a wyniku obrażeń kilka dni później zmarł proboszcz miejscowej parafii ks. Piotr Mączka. Ze szczególnym okrucieństwem postępowano ponadto z przedstawicielami społeczności żydowskiej. Przywoływany wcześniej Marian Kiciarski wspominał: „każdy dziwił się w duchu, że człowiek zdolny jest do popełniania takich okrucieństw”. Nie wiadomo dokładnie u ilu osób spowodowano trwałe uszczerbki na zdrowiu, a także ilu odeszło z tego świata w wyniku długofalowych skutków opisywanych represji.

Wspomniane przeze mnie fakty zostały wielokrotnie upamiętnione: powstały pomniki (np. przy ulicy 20 straconych, na rynku czy na skwerze) oraz cały szereg publikacji o charakterze naukowym i popularnonaukowym. Nam natomiast przypada w udziale przede wszystkim pamięć o ludziach i wydarzeniach. Musimy zatem zadbać nie tylko o pozostałości materialne, ale też te duchowe. Dla każdego działania te mogą przybrać różną formę, od zapalenia świeczki, przez modlitwę, po udział w uroczystościach czy nawet wpis w mediach społecznościowych. Miejmy nadzieję, że podobna tragedia nigdy więcej nie dotknie naszej lokalnej społeczności.

Mateusz Radomski

wiceprezes olkuskiego koła Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej