Nietypowe Andrzejki, czyli o akcji Armii Krajowej na olkuską emaliernię

Druga połowa 1944 roku była dla konspiracji niepodległościowej szczególnie trudnym okresem. Żołnierze Armii Krajowej wiedzieli bowiem co spotykało ich towarzyszy ze strony Armii Czerwonej na wschodnich ziemiach Polski, gdzie walczyli z niemieckim okupantem w ramach akcji „Burza”. Zatrzymanie ofensywy radzieckiej na linii Wisły w sierpniu tego roku jedynie odwlekało w czasie tragiczny los, który miał stać się udziałem dużej liczby członków podziemia. Niemniej wielu nie poddało się w wysiłkach na rzecz zwycięstwa, pomimo iż znaleźli się „między młotem a swastyką”. W październiku 1944 roku największy oddział partyzancki ziemi olkuskiej spod znaku AK, pod dowództwem Gerarda Woźnicy „Hardego”, udał się w rejon lasów Gościbi w Beskidach, aby tam w bardziej korzystnych warunkach kontynuować zmagania z wrogiem. W listopadzie, w wyniku zagrożenia aresztowaniem (tzw spalenia), dołączyła do nich część członków konspiracji zajmująca się dywersją w olkuskim obwodzie AK o kryptonimie „Srebro” (obejmował on część powiatu olkuskiego włączoną w 1939 roku do III Rzeszy) z komendantem Kazimierzem Kluczewskim „Pijokiem”.

Na czele pozostałych żołnierzy podejmujących akcje zbrojne stanął Wacław Kalarus „Tarzan”. Jeszcze w tym samym miesiącu od szefa konspiracyjnych struktur Polskiej Partii Socjalistycznej Franciszka Skoczka „Waldasa” oraz członka AK i pracownika warsztatu elektrycznego olkuskiej emalierni Ambrożego Homy „Ampera” dowiedzieli się oni o możliwym ujawnieniu ich nazwisk Niemcom. Postanowili zatem, że grupa dywersantów wykona „skok” na magazyn broni we wspomnianej fabryce, a następnie przejdzie do działań partyzanckich. Podkreślić należy, że w sierpniu 1944 roku nieudaną próbę zdobycia sprzętu podjął Oddział „Hardego”. W listopadzie miało natomiast być już inaczej. W akcji, poza „Tarzanem”, wzięli udział: Adolf Kieres „Volt”, Stanisław Nowicki „As”, Edward Supernak „Lew”, Roman Noga „Erwin”, Zygmunt Ściążko „Harry”, Jan Żurek „Warta”, Feliks Belica „Goryl” oraz Franciszek Ślęzak „Longin”. Dużym ułatwieniem dla konspiratorów była znajomość zakładu, w którym pracowała większość z nich. Do wykonania planu przystąpili 29 listopada o godzinie 18:00. Od pracownic Biura Głównego (sióstr Bittner) zabrali klucze do szafy pancernej, w której to mieli odnaleźć kolejny komplet do otworzenia dobrze zabezpieczonego magazynu. A. Kieres „Volt” wspominał: „[…] dwa pistolety, więcej broni nie mieli[śmy], resztę to były takie w warsztacie elektrycznym kable, grubsze […], żeby czym było uderzyć”. Tak uzbrojeni, przed 22:00 weszli na teren fabryki, obezwładniając przy tym paru strażników, a każdą napotkaną osobę pod przymusem umieszczali w jednej z piwnic.

Po zniszczeniu centrali telefonicznej i zastraszeniu niemieckich urzędników, konspiratorzy dostali się do szafy, skąd zabrali cztery pistolety i 100 naboi. Nie znaleźli natomiast tak potrzebnych kluczy, co jednak zbytnio ich nie zraziło, gdyż „Lew”, „Erwin” „Longin” (wedle słów „Volta”: „wysokiej klasy ślusarze”), z użyciem znalezionych narzędzi, wyłamali kraty do pomieszczenia z bronią. Oddział wzbogacił się tym samym o 25 karabinów oraz 1 200 sztuk amunicji. Ponadto, weszli oni jeszcze do mieszkania szefa miejscowego NSDAP dr Karola Pokornego. Jak zanotował „Tarzan”, „Drzwi do mieszkania […] «Longin»uderzeniem swoich potężnych ramion wybił wraz z futryną i cegłami”. Zabrano stamtąd różną broń, a także lornetkę i aparat fotograficzny. Dywersanci opuścili miejsce akcji pół godziny po północy, udając się przez Czarną Górę na olkuskie Pomorzany. Dzięki przypadkowemu rozsypaniu tytoniu w trakcie akcji, zmylono także węch psów tropiących, które poprowadziły Niemców w przeciwną stronę, do Sieniczna.

Na tym etapie niewątpliwy sukces stał się jednak dość kłopotliwy, ponieważ inicjatorzy nie przemyśleli dokładnie gdzie grupa powinna udać się po odskoku. Przez kilka następnych dni przebywali oni w Bogucinie, a następnie na Podgrabiu, gdzie dołączyli do nich jeszcze Tadeusz Jarno „Genin” oraz Szymon Kazibut „Bohun”. Tam też przybył po nich patrol z 116. pułku piechoty AK „Winiarnia”, który przeprowadził śmiałków przez granicę w rejon wsi Budzyń, Buk i Mostek w Generalnym Gubernatorstwie. Należy podkreślić, że udało się to tylko dzięki szybkiej interwencji p.o. komendanta obwodu Józefa Lipy „Kukułki”. Olkuszanie weszli w skład tzw oddziału „Litwinki”, nazwanego tak od pseudonimu kierowniczki miejscowej placówki AK Felicji Grzywnowicz. Walczyli w jego szeregach do stycznia 1945 roku, kiedy to na ziemię olkuską wkroczyła Armia Czerwona. Końca wojny nie dożył tylko Jan Żurek „Warta”, który zginął 17 stycznia pod Budzyniem. Radość ze szczęśliwego zakończenia „akcji na fabrykę” nie trwała natomiast długo, gdyż już 4 grudnia 1944 roku Niemcy aresztowali w Olkuszu 22 osoby, głównie członków rodzin dywersantów. Aresztowanych wywieźli do obozów koncentracyjnych, gdzie ośmioro z nich zginęło. Przykład ten bardzo dobrze obrazuje wielką odpowiedzialność, która spoczywała na barkach żołnierzy AK. Musieli oni bowiem za każdym razem zadawać sobie pytanie „czy było warto?”.

Po publikacji powyższego artykułu do naszej redakcji zgłosiła się m.in. rodzina jednego z uczestników akcji: Romana Nogi „Erwina”. Dzięki temu mogliśmy przedstawić naszym czytelnikom równie ciekawą historię jego siostry, czyli pani Anny Piłki (z domu Nogi).

Mateusz Radomski

wiceprezes olkuskiego koła Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *